Trupa Trupa, czyli psychodeliczna groteska z holocaustem w tle

Trupa Trupa, czyli psychodeliczna groteska z holocaustem w tle

Trójmiejski zespół od kilku już lat skutecznie podbija światowe rynki, a każda premiera odbija się głośnym echem w zachodniej prasie. Nie tylko muzycznej

W marcu ukaże się nowa płyta Trupy Trupa zatytułowana „I’ll Find”. O skali popularności Trupy Trupa wiele mówią najnowsze informacje, przesłane przez wokalistę grupy, Grzegorza Kwiatkowskiego. Wynika z nich, że tylko w ostatnich tygodniach zespół nie tylko zarejestrował nowe utwory, ale też, że „przed chwilą” wrócił z Wielkiej Brytanii, gdzie występował na festiwalu Rockaway Beach. „To był chyba najważniejszy koncert w historii Trupy Trupa, jeśli ocenić go na podstawie frekwencji, reakcji publiczności i pokoncertowych recenzji” – przyznaje Kwiatkowski. Istotnie, wśród tych ostatnich można znaleźć takie choćby opinie: „Publiczność stała oszołomiona. Trupa Trupa jest wyjątkowa”.

Z podobnymi wrażeniami publiczność będzie mogła wyjść z występów grupy już wkrótce także w innych częściach świata. W czerwcu Trupa Trupa wyrusza w trasę koncertową po USA. Wcześniej, w kwietniu zagra w Berlinie, Hamburgu, a także na francuskim festiwalu Transfer, w maju będzie można ich posłuchać na holenderskim festiwalu London Calling, a po powrocie ze Stanów, w lipcu, także na Pohoda Festival w słowackim Trenczynie.

I bynajmniej nie będzie to wyjątkowo aktywny rok w życiu trójmiejskiego zespołu. Tak wygląda jego funkcjonowanie co najmniej od pięciu ostatnich lat.

Pogrzeb w cyrku

Wszystko zaczęło się równo dekadę temu. Czterech młodych facetów zasłuchanych w hałaśliwym, gitarowym rocku postanowiło założyć kapelę – to historia, jakich są i będą miliony. Wkrótce okazało się jednak, że Trupa Trupa będzie zespołem innym, i że to właśnie ta inność stanie się podstawą ich sukcesu. Sedno sprawy tkwiło w grotesce, bardzo „niepolskim”, raczej brytyjskim poczuciu humoru, jakim muzycy wykazywali się jako ludzie.

Grzegorz Kwiatkowski, Tomasz Pawluczuk, Wojciech Juchniewicz, Rafal Wojczal

Sami na początku określali się zespołem „funeralno-cyrkowym”, co miało oznaczać, że brzmią jak muzyka pogrzebowa wykonywana w cyrku, albo odwrotnie – muzyka cyrkowa na pogrzebie. Niby zgrabny marketingowy tekst, ale było w nim wiele prawdy. W muzyce Trupy Trupa post punkowy jazgot w stylu choćby Shellac, czy innych produkcji Steve’a Albiniego, zderzał się ze zgrabnymi, niemal beatlesowskimi melodiami, a klasyczna, rozedrgana, gitarowa psychodelia w duchu The Velvet Underground brnęła czasem w rejony zastrzeżone zazwyczaj dla współczesnej kameralistyki. Zawsze zbudowana była z gitarowego zgrzytu, zawsze była też transowa – to jednak tworzyło tylko ogólne ramy stylu Trupy Trupa. Jego zawartość ewoluowała z każdą kolejną płytą.

Deklasując Kanye Westa

Pierwsze dwa albumy – „LP” i „++” – muzycy wydali własnym sumptem. Wzbudziły one spore zainteresowanie, ale tak naprawdę w dość wąskiej niszy alternatywnego rocka. Recenzje miały dobre, ich zasięg był jednak minimalny, choć grupie udało się wówczas zagrać na najważniejszych festiwalach w Polsce.

Sytuację zmienił dopiero rok 2015, kiedy ukazał się album „Headache”, wydany nakładem brytyjskiego wydawnictwa Blue Tapes And X-Ray Records.

Podobno jego szef, David McNamee, w recenzji „++” na jednym z portali określił muzykę grupy, jako „zbyt dziwną, by ludzie mogli ją polubić” – po czym odezwał się do zespołu z propozycją wydania kolejnej płyty w jego labetu. I dla niego i dla muzyków był to strzał w dziesiątkę. Już „Headache” wywołał sporo szumu na świecie, przewijały się porównania z Sonic Youth, Fugazi, Mogwai, czy nawet Radiohead. A recenzje, właściwie zawsze pozytywne, ukazywały się w takich pismach jak „Rolling Stone”, „The Guardian”, czy „The Times”. W tym ostatnim, nawiasem mówiąc, album Trupy Trupa „Of The Sun” uzyskał cztery gwiazdki na pięć możliwych, deklasując m.in. taką gwiazdę jak Kanye West.https://www.youtube.com/embed/gCUgyqwcSYo?feature=oembed

Czekając na potwora

„Of The Sun” jest ostatnim jak dotąd albumem Trupy Trupa. Wcześniej, w 2017 roku ukazał się też krążek „Jolly New Songs”, wzbudzając podobnie entuzjastyczne reakcje.https://www.youtube.com/embed/bf1fZvBM4bQ?start=134&feature=oembed

Dlatego właśnie sporym zaskoczeniem dla wszystkich może okazać się najnowsza produkcja „I’ll Find”. Nie jest to pełny album, a jednak na przestrzeni czterech zawartych tam kompozycji udało się zespołowi dość poważnie zmienić wizerunek. Zamiast porcji mrocznego, zgrzytającego transu, otrzymujemy tu porcję ciepłej, pogodnej psychodelii, bliskiej pastelowo-narkotycznym latom 60. I trochę temu, co w tamtym czasie nagrywali Pink Floyd z Sydem Barrettm.

– To jest taka opcja pt. trochę inna twarz zespołu Trupa Trupa – tłumaczy Grzegorz Kwiatkowski. – My ogólnie idziemy teraz w coraz mroczniejsze, brudniejsze rejony, a ta epoka to taka niespodzianka i trochę przerywnik. Trochę coś innego, nasza inna twarz. Ale po niej przyjdzie ciemny potwór – odgraża się z uśmiechem.

Satanizm moralistów

Tak naprawdę to „mroczny potwór” już przyszedł. Choć nie w formie muzycznej, lecz literackiej. Grzegorz Kwiatkowski jest bowiem nie tylko gitarzystą i wokalistą, ale też znakomitym i bardzo cenionym poetą. Nakładem Biura literackiego właśnie ukazał się jego nowy tomik „Karl-Heinz M.” i podobnie jak wcześniejsze, zawiera dość krótkie formy, odmieniające przez wszystkie przypadki kwestię Holocaustu i śmierci – zarówno tej masowej, jak i tej całkiem samotnej. Choć, jak wynika to z tych wierszy, każda śmierć jest przecież pojedyncza i samotna. Ale Kwiatkowski nie pisze wyłącznie o umieraniu. Pisze też o tym, jak umieranie pozostaje w głowach tych, którzy przeżyli – i to jest właśnie głównym tematem „Karl-Heinz M.”

Przewijający się w wierszach, ale wracający też w muzyce wątek Holocaustu wynika z osobistej traumy Kwiatkowskiego, po doświadczeniach jego dziadka w obozach zagłady. Zarówno dziadek, jak i ojciec milczeli, on przeciwnie – chce o niej mówić i robił to znakomicie już w poprzednich tomach: „Lepiej, żeby się nie urodzili”, „Radości” oraz „Spalanie”. „Karl-Heinz M.” przynosi ich pogłębienie, ale też wyraźniejsze odniesienie do współczesności. Bo problem antysemityzmu, zdaniem poety, nie skończył się bynajmniej wraz z końcem II wojny światowej.

– Myślę że antysemityzm w Polsce owszem, narasta. I nie tylko on, ale w ogóle wszelkie pokrewne mu postawy anty – tłumaczy Kwiatkowski. – Żyjemy w czasach, którym patronuje Donald Trump. W czasach, tak naprawdę kompletnego, moralnego nihilizmu. Ludzie, którzy nieustannie nawołują do nienawiści, do szykanowania innych grup społecznych, ras czy narodowości przekonują oczywiście, że robią to właśnie z pobudek moralnych. W rzeczywistości ich zachowanie, to w moim przekonaniu jakiś miks nihilizmu czy wręcz satanizmu. Umiłowanie ciemnej strony mocy. Nihilizm pod płaszczykiem moralistyki.

Wojciech Ladahttps://ukorzeni.pl/supportsus/wojciech-lada-terrorysci-demony-i-pieczony-seler/embed/#?secret=QGjvBmrRmX

Wojciech Lada