Recenzja „Skull Echo” Julii Marcell i przekrój twórczości

Recenzja „Skull Echo” Julii Marcell i przekrój twórczości

Jest inteligentna i błyskotliwa. Jednak, w odróżnieniu od innych inteligentnych i błyskotliwych osób, nie ma w niej nawet odrobiny cynizmu

Jej muzyka i teksty to współczesna odmiana romantyzmu – bez, charakterystycznych dla jego klasycznej wersji, ckliwości, patosu i użalania się nad sobą. Na swojej piątej płycie Julia Marcell nie dokonuje żadnych rewolucji. Porządkuje i lekko koryguje swoje oblicze. Doprowadza je do doskonałości. Bo album „Skull Echo” to – muzycznie i lirycznie – rzecz doskonała. Recenzja „Skull Echo” Julii Marcell.

 – Skull Echo” to opowieść o czasie, percepcji i samotności. O głowach, w których jesteśmy uwięzieni, budując poprzez zmysły swój obraz świata – pełen niepewnych informacji, wybiórczo pamiętanych i dowolnie przekształcanych. To opowieść o pragnieniu porozumienia, o tęsknocie za drugim człowiekiem – mówi o swoim dziele Marcell. Nie dodaje, że opowieść bardzo spójna, układająca się w historię podróży. Tej fizycznej – ucieczki od mozołu oraz szaleństwa codzienności, nużących rytuałów oraz toksycznych relacji, i tej duchowej – ucieczki od zgiełku oraz bombardowania informacyjnym śmieciem, pełnym przemocy, kłamstw i fałszywych, wybielanych uśmiechów.https://www.youtube.com/embed/evQdAwN-Ul8?feature=oembed

Marcell, właściwie Julia Górniewicz, od początku wyrastała ponad „średnią krajową”. Nie szukała szczęścia w telewizyjnych talent shows, przeglądach młodych talentów i festiwalowych eliminacjach. Wiedziała ile waży.

Album „It Might Like You” (2009)

Pieniądze na swój długogrający debiut zebrała w sieci. Jej piosenki podobały się internautom tak bardzo, że dostała od nich 50 tysięcy dolarów na nagranie albumu „It Might Like You” (2009). Dzięki temu mogła nad nim pracować w Berlinie z doświadczonym i utytułowanym zespołem producenckim. Opłacało się, bo powstała płyta na europejskim poziomie, muzyka z którą artystka mogła występować w klubach i festiwalach na całym świecie, m.in. w Niemczech, Stanach Zjednoczonych i Japonii.

Jednak wypełniony nowoczesnymi alternatywnymi utworami z pogranicza rocka, popu oraz piosenki autorskiej „It Might Like You”, zdobył popularność tylko w środowiskach namiętnych konsumentów muzyki i kręgach hipsterskich. Stąpająca twardo po ziemi artystka zrozumiała, że musi coś zmienić. Efektem tych przemyśleń był, zwiastowany piosenką „Matrioszka”, album „June” (2011).https://www.youtube.com/embed/7jVk9csScOA?feature=oembed

Album „June” (2011)

Płyta, która jeszcze przed polską premierą ukazała się w Austrii, Niemczech i Szwajcarii, była ukłonem w stronę przebojowości. Jednak nie była to przebojowość w stylu disco polo.

Dało o sobie znać klasyczne wykształcenie Marcell. Artystka, korzystając jednocześnie z klasycznej formy piosenki i skarbnicy nowoczesnych brzmień, przygotowała piosenki, bliskie filozofii i klasie dokonań wielkiej Kate Bush – przebojowe i przewrotne, oparte na schemacie i jednocześnie te schematy łamiące po to, by zbudować nowe, nowatorskie konstrukcje.https://www.youtube.com/embed/MGSoTSJC3s4?feature=oembed

Nic dziwnego, że „June” przyniósł Marcell „Paszport Polityki” i siedem nominacji do nagród polskiego przemysłu fonograficznego – Fryderyków. Ale dla wiecznej poszukiwaczki piosenki doskonałej, łączącej mądrość i atrakcyjność, to było za mało.

Album „Sentiments” (2014)

Kolejny album, mieniące się nastojami „Sentiments” (2014), przyniósł tylko drobne korekty stylu. Był po prostu doskonalszą wersją „June”. Ale to wystarczyło, by zdobył czołowe miejsca w rocznych podsumowaniach gazet i portali zajmujących się muzyką. Następna płyta zmieniła wszystko.

„Proxy” (2016)

Natomiast „Proxy” (2016) okazało się kopalnią z przebojami. Marcell płynnie przeszła na język polski. Okazało się, że nawet w tym, trudnym do śpiewania, języku, potrafi doskonale wyrazić swoje obserwacje, radości i niepokoje. Nigdy wcześniej nie robiła tego tak trafnie – mocno i poetycko jednocześnie.https://www.youtube.com/embed/mijtGpiF8fw?feature=oembed

Polskie teksty sprawiły też, że mogła trafić do szerokiego grona odbiorców. Stała się polską ikoną nowej kobiecości, kobiet wchodzących w dorosłe życie. Kobiecości świadomej codzienności i czyhających w niej pułapek, potrafiącej z niej korzystać, a jednocześnie buntującej się przeciw niej. Kobiecości indywidualistki, dla której ważniejsza od konsumpcji jest duchowość. Buntowniczki, buntującej się z rozmysłem i świadomością tego, co chce osiągnąć. A celem tym nie jest stłuczenie kilku szyb i bezmyślne spożywanie używek, ale wolność rozumiana jako prawo do samodzielnego myślenia i świadomego życia. Życie smakowanego, a nie pożeranego.https://www.youtube.com/embed/5PXAUoSh0-Y?feature=oembed

Recenzja „Skull Echo” Julii Marcell

Nowe dzieło Marcell – „Skull Echo” – to kontynuacja tych poszukiwań wolności i duchowości. Jednak nie jest to kontynuacja prosta. Artystka nie poszła za ciosem i nie przygotowała kolejnej porcji przebojowych piosenek o radościach oraz niepokojach współczesnych kobiet.https://www.youtube.com/embed/NBjs7nS5wHA?feature=oembed

Marcel dojrzała. „Skull Echo” to muzyka nocy. Oparte na elektronicznych brzmieniach, nastrojowe piosenki o przemijaniu, któremu pomagamy beztrosko przepuszczając czas przez palce, zagubieniu oraz poszukiwaniu siebie oraz swojego miejsca. To także – równie wyrafinowana jak muzyka – poezja, która zastąpiła błyskotliwe zabawy słowne, stosowane przez Marcell poprzednich albumach.

Miliony lat świetlnych w głąb świadomości/lecę/ zamknięta w ciasnej kapsule z kości” – śpiewa na „Skull Echo” Marcell. „Tęsknię do lat, których nie znam” – dodaje w innym fragmencie. Była błyskotliwą obserwatorką i wyrazicielką dziewczęcości, głosem młodej kobiecej wrażliwości. Stała się dojrzałą, świadomą siebie, kobietą. Nieustraszoną poszukiwaczką szczęścia w świecie oferującym tylko szczęścia namiastki. Stała się też dostarczycielką piękna – wysmakowanego, wymagającego skupienia i uwagi. Bo tylko słuchając w skupieniu i z uwagą dostrzeżemy całe piękno jej nowego albumu.

Monika Pacura

Julia Marcell „Skull Echo”, Mystic

zdjęcia autorstwa Jacka Poremby