
Ostatni niepokorny romantyk rocka powraca. Greg Dulli, wokalista i lider legendarnych grup The Afghan Whigs, The Twilight Singers i The Gutter Twins, wydaje płytę solową, album „Random Desire”
Zawsze stał z boku. Niezależnie od tego, co było w danym sezonie modne, realizował swoją wizję muzyki, autorską mieszankę białego rocka, poetyckiej ballady i piosenki autorskiej mocno zanurzoną w „czarnej” tradycji – soulu, r&b i funky. Greg Dulli „Random Desire”
Podsumowanie muzycznej podróży
„Random Desire” jest podsumowaniem jego ponad 30-letniej muzycznej podróży. Podsumowaniem uwolnionym od wpływów artystycznych partnerów i biznesowych wspólników. To Greg Dulli saute – śpiewający rockowy poeta opowiadający o udrękach męskiej duszy, słabości charakteru, niestałości uczuciowej, braku emocjonalnej równowagi oraz nieustannym poszukiwaniu szczęścia i ukojenia. Liryczny, ale pozbawiony ckliwości, zdystansowany i ironiczny. Chwilami bardzo dowcipny, w tym charakterystycznym, chandlerowsko-bogartowskim, nieco cynicznym, stylu. No i bardzo autokreacyjny, pozujący na artystę straceńca.
The Afghan Whigs
Karierę rozpoczął przypadkowo. Przez całą drugą połowę lat 80. XX wieku grywał ze swoim zespołem The Afghan Whigs, w małych klubach w rodzinnym Cincinnati, w prowincjonalnym stanie Ohio. Grupa nagrała nawet płytę, ale nikt jej nie chciał kupować. Chłopcy nie mieli większych nadziei na muzyczną przyszłość, jednak sukces albumu „Nevermind” grupy Nirvana sprawił, że firmy płytowe ogarnęło szaleństwo. Podpisywały kontrakty z każdym młodym zespołem, o jakim ukazała się najmniejsza wzmianka w prasie. W ten sposób The Afghan Whigs trafili do legendarnej już wówczas wytwórni Sub Pop z Seattle. Wytwórni, w której debiutowała Nirvana i, także cieszący się coraz większą popularnością, zespół Soundgarden. Dostali szansę zaistnienia, choć to, co grali, nie miało nic wspólnego z muzyką tych grup – nie było ciężkie, wściekłe i pogrążone w rozpaczy. Jednak zostali wrzuceni do tego samego worka – grunge. To zwróciło na nich uwagę, pozwoliło organizować trasy koncertowe oraz wylansować album „Up In It” (1990).
Miłość i erotyka
Wyrafinowany rock Dulli’ego i spółki nie podbił list przebojów. Nigdy nie stali się gwiazdami pierwszej wielkości, ale mocno zaznaczyli na muzycznej mapie Stanów Zjednoczonych. Niezwykła mieszanka stylistyczna którą zaprezentowali oraz charyzma Dulli’ego – jego pełne pasji, dramatyczne partie wokalne i oryginalne, oparte na anglosaskiej tradycji literackiej, teksty; mroczne erotyki opowiadające o straceńczej, niemożliwej do spełnienia, miłości – dały grupie rzeszę wiernych fanów. Grupę stale rosnącą.
Jednak popularność nigdy nie była dla Dulli’ego celem. Nie chciał być też muzykiem rockowym, The Afghan Whigs jednak grupą rockową był. Miał swoją wizję i konsekwentnie dążył do jej realizacji, powoli oddalając się od kolegów.
Rockowe piosenki poetyckie
W drugiej połowie lat 90. XX wieku Greg Dulli powołał do życia projekt The Twilight Singers. Był to kolektyw złożony z jego przyjaciół i muzyków, których cenił. Grupa mająca realizować jego artystyczną wizję – tworzenie, osadzonych w tradycji amerykańskiej dekadencji, rockowych piosenek poetyckich.
Pierwszy album formacji został uznany za artystyczny eksces. Dwa kolejne – „Blackberry Belle” (2003) i „Powder Burns” (2006) – zyskały entuzjastyczne recenzje. Do dziś zajmują czołowe miejsca w podsumowaniach najlepszych płyt XXI wieku.
Jednak niespokojny Dulli’ego znów dał znać o sobie. Zamiast konsekwentnie budować karierę z The Twilight Singers postanowił połączyć siły z innym mrocznym romantykiem i „poetą przeklętym” amerykańskiej muzyki rockowej – Markiem Laneganem.
Panowie stworzyli duet The Gutter Twins i wydali album „Saturalia” (2008). Dulli i Langan nie zawiedli. Czerń jeszcze nie była tak czarna. Ich muzyka mieni się odcieniami szarości i tonie w mroku.
„Saturalia”
„Saturalia” to, opowiedziany dźwiękami, piękny, pięknem posępnym, mroczny melodramat. Eskapistyczna wyprawa do krainy barowych miłości i przygód na jedną noc. Marzeń o uczuciu i świadomości, że to uczucie jest niemożliwe do spełnienia.
Pociągająca swoją dekadencją, bardzo poetyka płyta w większości podsumowań została uznana za alternatywny i rockowy album roku. Jej kultowa sława trwa zresztą do dziś. Ale Dulli i Lanegan nie byli w stanie razem pracować dalej. Są zbyt silnymi osobowościami. Dulli postanowił więc reaktywować The Afghan Whigs.
Męski konfesjonał
Jednak, wydane po powrocie, dwa albumy grupy – „Do To The Beast” (2014) i „In Spades” (2017), nie mają nic wspólnego z jej poprzednią twórczością. To płyty Grega Dulli’ego nagrane ze starymi współpracownikami. Kontynuacja jego muzyczno-poetyckich wędrówek przez bezdroża męskich obsesji i skomplikowanych relacji w związkach. Męski konfesjonał i poradnik dla pań jednocześnie – podręcznik „Jak wytrzymać z dobrym, choć skomplikowanym, chwilami trudnym, neurotycznym partnerem”.
– To owoc mojej miłości do Prince’a i Todda Roundgrena – mówi o swojej nowej płycie Greg Dulli. Jednak wielbiciele tanecznych przebojów „księcia popu” mogą się poczuć rozczarowani. Na „Random Desire” nie ma tanecznych, funkowo-soulowych piosenek w stylu „Purple Rain”, „Kiss” czy „1999”. Jest tylko ich zmysłowość. Roundgrena – kompozytora, piosenkarza i producenta nie znanego praktycznie w Europie, zaś w Stanach Zjednoczonych cieszącego się kultem – znajdziemy tu znacznie więcej. Greg Dulli bowiem, nigdy dotąd nie był tak „piosenkowy” .
Greg Dulli „Random Desire” – recenzja
Każdy ze znajdujących się tu dziesięciu utworów to mała perełka wyrafinowanego piosenkowego rocka. Pozornie ascetyczna, choć w istocie przebogato zaaranżowana. Dulli jest tu bardzo kameralny. Zaprasza nas do wizyty w swoim świecie. Jednak nie jest to świat aż tak mroczny, jak ten, do którego nas przyzwyczaił. Owszem, wciąż trwa w nim namiętności, jednak poczucie niespełnienia nie jest aż tak dojmujące.
„Random Desire” to płyta artysty spełnionego i świadomego. Konsekwentna i spójna opowieść o małych codziennych szczęściach i niepowodzeniach, poczuciu coraz szybszego upływu czasu i świadomości, że pewne błędy są już nie do naprawienia.
Album pełen refleksji
To album refleksyjny, ale też pełen pasji życia oraz świadomości, że trzeba czerpać z niego pełnymi garściami. Na półśrodki i przesadną ostrożność nie ma czasu – życie jest na nie zbyt krótkie.
„Random Desire” to muzyka mężczyzny dojrzałego, świadomego swych wad i dumnego z tego, co udało mu się osiągnąć. Dumnego, ale też nie bojącego się pokazania swoich małości.
Ten album jest idealną ścieżką dźwiękową do wizyty w stylowym barze lub wieczoru z butelką wina „kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością”. Wieczoru, gdy odważą się odrzucić lęki i zapomnieć o urazach. Czasu, gdy liczy się tylko tu i teraz.
Na „Random Desire” Greg Dulli podsumowuje swoją 35-letnią burzliwą karierę. Podsumowuje, ale trzeba mieć nadzieję, że nie zamyka. Ta płyta udowadnia, że ma jeszcze bardzo dużo do powiedzenia – i jako kompozytor, i jako śpiewający poeta. Jego matowy romantyzm jeszcze nigdy nie uwodził z taką siłą, nigdy dotąd nie był tak zmysłowy. Tak wartościowy artystycznie i przebojowy jednocześnie.
Greg Dulli „Random Desire” Royal Cream/BMG/Warner Music Polska