
Wacław Zimpel jest już awangardzistą światowego formatu. Jego najnowsza płyta „Massive Oscillations” to kolejny odcinek podróży artysty w głąb transu.
Wacław Zimpel pojechał do Holandii, by w tamtejszym studiu Willem Twee w Den Bosch, nagrać materiał na nowy album. Miał ze sobą cały zestaw instrumentów – nie wiem dokładnie jakich, ale zapewne były tam klarnety: basowy i altowy, pewnie też coś z elektroniki, którą w ostatnich latach poznański muzyk wyraźnie preferuje. Kiedy jednak znalazł się już w pomieszczeniu, rzucił je wszystkie w kąt. W studiu stały bowiem urządzenia z pionierskiego dla elektroniki okresu, z lat 50., 60. i 70., w tym słynny ARP 2500. Kiedy je zobaczył – „kompletnie zarzuciłem pierwotną koncepcję” – przyznawał w wywiadzie dla „Polityki”. Inaczej mówiąc, mając świadomość, że może pracować w studiu zaledwie dziesięć dni, zaczął tworzyć materiał zupełnie od podstaw, nie mając pojęcia, dokąd zaprowadzi go improwizacja i intuicja. I w ten właśnie sposób powstała płyta „Massive Oscillations”, która właśnie pojawiła się w sprzedaży.
W inny stan
Trudno policzyć, która to konkretnie płyta w karierze trzydziestosiedmioletniego klarnecisty. Na pewno druga solowa, ale ilość projektów – zarówno tych, które sam stworzył, jak i tych, w których brał udział – jest ogromna. Co jednak ciekawe, niezależnie od składu, który brał udział w nagraniach, wszystkie one układają się w zaskakująco konsekwentną ścieżkę twórczą artysty, który zaczynał od jazzowej improwizacji, z niej doszedł do ascetycznego minimalizmu, o coraz wyraźniej transowym posmaku. „Massive Oscillations” to płyta w sposób bardzo pogodny dojrzała. Zimpel wie czego chce i nie potrzebuje wiele, by to wyrazić. Elektroniczne brzmienia pulsują tu w bardzo ciepłych barwach, na nie nakładają się oszczędne pociągnięcia klarnetu, gdzieś w tle odezwą się etniczne wtręty z wyraźnie indyjskim posmakiem. Jest pogodnie, ale przede wszystkim transowo. „Jeśli dostatecznie długo obserwujesz i słuchasz jednej struktury, motywu czy dźwięku, coś się zmienia w percepcji. Przenosi cię w inny stan – ten stan jest tym, czego szukam w muzyce” – przyznawał w jednym z wywiadów, dodając, że efektem, który chce w ten sposób osiągnąć, jest „zakrzywienie czasu”. Jeśli tak, to tym razem udało mu się go zakrzywić bardzo skutecznie.
Jazz nie jest konieczny
Droga jaką przeszedł, by osiągnąć taki efekt była dość długa, ale nie zaskakująca. Pochodzi z uzdolnionej muzycznie rodziny, od dziecka nasiąkał tradycyjnym polskim jazzem, zasłuchiwał się w czarnym bluesie z południa Stanów, w kolejnych szkołach muzycznych poznał dobrze muzykę klasyczną – jednak nie do końca odnajdywał się w sztywnych ramach kompozycji. W pełni uświadomił to sobie podczas studiów w Hanowerze, gdzie odkrył urok swobodnej improwizacji. Jak wspominał: „Zjawiskowe były też warsztaty na wydziale jazzu prowadzone przez muzyków takich jak Evan Parker, Alexander von Schlippenbach, Rudi Mahall, Paul Lovens. To było inspirujące i odświeżające móc pracować z mistrzami improwizacji, którzy otwarcie pokazywali, na czym polega ich język muzyczny”. Kiedy wkrótce potem poznał takich muzyków, jak Mikołaj Trzaska, Ken Vandermark czy Hamid Drake i podjął z nimi współpracę, jego muzyką stał się free jazz. Choć jak sam zaznacza – teraz wystarczy mu już samo określenie „free”. Jazz nie jest konieczny.
Muzyka w pobliżu absolutu
Na swój sposób, Wacław Zimpel jest muzykiem bardzo religijnym, choć trudno mówić tu o jakiejś konkretnej religii. Sam zresztą podkreśla, że na poziomie mistycznym, każda z nich jest właściwie taka sama. Zimpel jest religijny o tyle, że w którymś momencie jego język muzyczny wzbogacił się na stałe o wątki etniczne, i to akurat tych etnosów, w których duchowość przenika każdy aspekt życia. Dzięki Mikołajowi Trzasce, ale przede wszystkim Raphaelowi Rogińskiemu doskonale zrozumiał muzyczną tradycję mistyki żydowskiej – co wspaniale zagrał na płytach projektu Ircha Clarinet Quartet i na płycie „Yemen: Music for the Yemenite Jews”. Mniej więcej od 2012 roku regularnie jeździ też do Indii, gdzie studiuje tamtejsze brzmienia, co bardzo wyraźnie wpłynęło na charakter wszystkich płyt jego najważniejszego projektu – Hera, choć tak naprawdę w jakimś stopniu jest obecne we wszystkich późniejszych nagraniach. Dość wspomnieć projekt LAM, a zwłaszcza Saagara.
Wacław Ziempel – inspiracje
„Jeżdżę regularnie do Indii studiować muzykę karnatycką, czyli klasyczną muzykę hinduską z południa Indii. Tradycja ta liczy sobie przeszło 5000 lat i jest najstarszą znaną tradycją muzyczną na świecie. Obcowanie z nią jest rodzajem mistycznego doświadczenia łączności z mistrzami z dawnych czasów” – tłumaczył dziennikarzom. I właśnie Indie są jednym z tych miejsc, gdzie religijność przenika każdy aspekt życia. „Muzyka zawsze towarzyszy obrzędom religijnym ze względu na jej mistyczny charakter. W tym sensie idzie w parze z religią. Ale wydaje mi się, że prawdziwa muzyka jest bliżej tego, co nazywamy absolutem. Bliżej niż jakakolwiek religia kiedykolwiek będzie” – dodawał w jednym z wywiadów.
Moment graniczny
Do 2016 roku, kiedy ukazał się jego pierwszy solowy album „Lines”, Zimpla można było jeszcze nazywać jazzmanem. Improwizującym, śmiało eksperymentującym, mieszczącym się jednak mniej więcej w konwencji. Od „Lines”, które sam określa jako moment graniczny w swojej twórczości, znacznie częściej porusza się w konwencji minimalizmu w duchu Steve’a Reicha czy La Monte Younga. Zmieniło się też brzmienie. Jeśli we wcześniejszych nagraniach wiodącą rolę odgrywały instrumenty akustyczne – zwykle z klarnetami w roli głównej – tak od pewnego momentu Zimpel wyraźnie preferuje brzmienia elektroniczne. Rzecz ciekawa, choć zmiana ta jest bardzo wyraźna, nie zaskakuje. Elektroniczny czy akustyczny, Zimpel ma już bardzo wyrazisty i bardzo indywidualny język muzyczny, którym może porozumiewać się już w dowolny sposób. Jak sam mówił: „Najważniejszy jest pomysł. A zagrać go możesz choćby na grzebieniu”.
Transowy oddech
Zimpel nigdy nie będzie gwiazdą w sensie mainstreamowym, ale tak naprawdę jest już dziś uznawany za jednego z najzdolniejszych muzyków europejskich. W takim tonie piszą o nim najpoważniejsze portale muzyczne, a że podchwycają tę opinię takie pisma jak choćby „The New York Times” świadczy o tym, że jest ona już dobrze ugruntowana. Działalność Zimpla od początku miała zresztą charakter międzynarodowy. Oprócz wspomnianych Vandermarka i Drake’a, współpracował z takimi herosami awangardy, jak Klaus Kugel, Perry Robinson, Joe McPhee, czy Maallem Mokhtar Gania. Na „Massive Oscillations” współpracował m.in. z Jamesem Holdenem – postacią nie mniej niż Zimpel ciekawą. Holden mianowicie doszedł w podobne do niego rejony muzyczne, ale zaczynając od muzyki tanecznej i remiksów Britney Spears. Ich wspólnym osiągnięciem jest muzyka lekka, kameralna, bardzo oszczędna i spokojna, oddychająca transowym pulsem. Wręcz idealna do zakrzywiania czasu.
Waclaw Zimpel – Massive Oscillations (full album)
Wojciech Lada