
Chcecie rapu, który jest pogodny, bystry, dobrze buja, wywołuje uśmiech i zaskakuje? Nie jesteście wcale skazani na Łonsona i Łebsztyka, a przekona o tym dziesięć poniższych numerów.
Zaczniemy jednak od Łony, bo wcale nie musi być to postać każdemu znana. Szczeciński raper wraz z nieodłącznym producentem pokazali inne, erudycyjne oblicze hip-hopu, któremu bliżej do Przybory niż przybłędy. Zaczynali w grupie Wiele C.T., by od 2001 z powodzeniem budować własną dyskografię. Z czasem producent coraz chętniej eksperymentował z elektroniką, a raper gorzkniał, nie pozwalając na manicure swojego publicystycznego pazura, zestawienie będzie jednak utrzymane w duchu klasycznego Adama (i Andrzeja), na przekór całemu temu gadaniu, że polski hiphop to Łona i reszta. Pretekstem do jego napisania jest singiel „Stop, Nadiu”, promujący zapowiadane na 17 kwietnia wydawnictwo „Śpiewnik domowy EP”
Afrojax, Muflon – “Co tak głupio brzmi”
„Hipsterzy porażki” czują groove. Dwie najbłyskotliwiej składające rymy postaci w dobrej formie. Afrojax – który ma aż dwa wspólne, nagrane z Łoną numery – powstrzymał się od skandalozy, skatologii i plucia żółcią. Muflon, najbardziej utytułowany z mikrofonowych improwizatorów, okazuje się z kolei relatywnie mało kanciasty w gadce, o której zawsze było mu ciężko. Ukłony dla Papy Stamma i Wojciecha Manna są tak siarczyste, że aż drżą pudenda.
Adi Nowak, Barvinsky, Zuzanna Niedzielska – “Drap, masuj, miziaj”
Mieć własny język, nieskrępowaną wyobraźnię, oryginalne poczucie humoru i lekkość – to należy radzić każdemu, kto chciałby nagrać swój “Koniec żartów” czy “Nawiasem mówiąc”. Adi Nowak spełnia to kryterium. Świetnie rozumie też kobiety – umie o nich mówić i z nimi współpracować. “Drap, masuj, miziaj” z Zuzanną jest tak rozkoszne, jak Łona z wiecznie niewyspaną Emilią. Cieszmy się „teflonowymi plecami”, „widelcowymi palcami” i mnóstwem innych smaczków. Adrian przypomina też o tym, co Adam wiedział już na pierwszej płycie – fruźki wolą optymistów.
Tymon – “Oops”
Tymon, doktor ekonomii, rapowy publicysta i wykonawca, syn dziennikarza, aktywisty i miłośnika jazzu oraz bluesa Zdzisława Smektały, wniósł do polskiego hip-hopu zaplecze intelektualne. Na szczęście nie przesadzał z nim, “Oops” to szczeniackie opowieści jeszcze z lat 90., traktujące o “unimilaniu sobie życia, ale też pełne hiphopowej buńczuczności. Magiera podrzucił kawałek funku we Wrocławiu najwyraźniej dodawanego do mleka, Tymon poprowadził leciutką narrację i świetnie zakomponował refren. Tak mógłby brzmieć Łona w czasach swojej macierzystej grupy Wiele C.T.
Siny – “Kuchnia dla konesera”
Łona z lubością nawijał o napojach (kawa i herbata) oraz serach (gouda). Siny wrzuca na ruszt więcej wiktuałów, a przede wszystkim to, co Adam Zieliński lubi najbardziej, czyli alegorię. Bo czy to aby na pewno jedzeniu? Bądźcie uprzejmi mieć wątpliwość. Producent Webber polubiłby ten utwór ze względu na jazzujący, bardzo klasyczny sampel pianina i zestaw metafor od których cieknie ślinka – jest jednym z większych smakoszy pośród hiphopowców i do tego sam świetnie gotuje.
Dwa Sławy – “Będzie dobrze, dzieciak”
Didżej pożycza sobie tu nieco głosów łonowych z utworu “Co to będzie”, ale ja nie o tym. Mamy tu Dwa Sławy jeszcze przed oficjalnym debiutem, nieco studenckie, rymuje tylko Rado Radosny, ale nic to, już słychać, że uratuje polski hip-hop. Od czego? Np od prymitywizmu, ale i zadęcia. W “Będzie dobrze…” błyszczy nowojorski bit, ale przede wszystkim wyrafinowany język i humor. “Patrzę groźnie chłopcze, a ty wirażkuj / zabiłbym fanklub absztyfikantów / ale wiem, że i tak cię któryś ukocha w tańcu / córuś, przyjaźnij się z gumką jak Plastuś” – rapuje do swojej przyszłej progenitury i jej podrywacza Radek. Proszę klaskać.
Hans Solo – “Diss wszechmogący”
Hans zdaje się czasem zasłuchany w bardów – Wysockiego, Okudżawę czy Kaczmarskiego. Ale często jest też z kabaretu literackiego – Sztaudyngera, Hemara, Tuwima, Waligórskiego. Łączy ten polot z dosadnością gminu rodem z Himilsbacha. Ten patent na językowy mariaż kultury wysokiej z niską, to sztandarowy zabieg Adama Zielińskiego. Nie filozofujmy jednak, pocytujmy. “Mimozo łabata”, “flambirowany anyżkiem”, “androny pleciesz szybciej od wikliniarek” – takie wersy mogłyby padać na bitwie freestyle’owej “Pod Picadorem”.
Taco Hemingway – “Wujek dobra rada”
Taco w tym zestawieniu to oczywista oczywistość, bo facet każdym numerem zdaje egzamin z kultury języka, zapewniając nowej szkole liryczne fundamenty. Ale już złotousty Fifi na boombapowym podkładzie (Emapea!), przyspieszający jak drzewiej Das Efx, to rarytas. Trzeba uszanować ironię, bo mało cierpka, a numer działa niezależnie od tego, czy brać na nią poprawkę (i Taco kpi sobie z mentorstwa na klasycznych bitach), czy nie. To dla wszystkich, którzy zapomnieli o tym, że od Hemingwaya do Billie Eilish może być tak blisko jak od Gombrowicza do Azealii Banks.
Kamil Pivot – “Mandarynki”
Z niedojrzałymi mandarynkami jak z Donaldem Trumpem – za pomarańczową skórką kryje się sporo kwasu i treści do odplucia. Dla Kamila Pivota, rapera z doskoku, Mandarynki to jednak nie owoce, a ulica, która mieści się – jak to określił Fisz – w “centrum Warszawy, między Rosoła a Belgradzką”. Kawałka o dojrzałość nie ma co posądzać, dotyczy zdobywania dziewczyny w niepoważnym wieku, ale jest słodki, przywraca hip-hopowi ciepło i niewinność – wbrew pozorom gatunek sporo jej miewał. Kamil lubi słowo, słowo lubi Kamila, pasjonackie, “amatorskie” podejście jest zaś zaletą na tle działających całodobowo rapowych manufaktur. Spora część jakości tekstu Łony bierze się właśnie z oddzielenia muzyki od zawodu.
Te-Tris – “Portfimao”
Niejeden łonolog przyzna, że wczesnej twórczości jego obiektu badań słucha się tak dobrze ze względu na pogodę ducha, biegłość w operowaniu aluzją, scenki rodzajowe, ale przede wszystkim chęć i umiejętność mówienia o rzeczach zwyczajnych. “Portfimao”, historia pewnej podróży, jest z tej szkoły. Przyprawiane błyskotliwością (“Organizator wydzwania jak Quasimodo na speedzie”) i odrobiną nostalgii, pochyla się nad ludzką niekompetencją, by pląsać wśród chórków i trąbek. Przy piciu porto kłania się Mesowi, przy sytuacji z portfelem- A Tribe Called Quest i Dinalowi. Chce się wracać. I do Portugalii, i do tego kawałka.
Iggy Not Pop – “Tata”
Iggy not Łona, ale to jeden z tych raperów, którzy wydają się nawijać uśmiechnięci, a zwrotki przypominają wypracowanie pilnego, czwórkowego ucznia. Szczecińscy artyści doceniliby na pewno żywe instrumenty, obecność skreczu, wyrażoną w tekście troskę o potomka i bajerę o cięciu sampla, a także manifestowaną co rusz sympatię do elementów kultury hiphopowej.
Marcin Flint