Benguela: improwizowane oblicze RPA

Benguela: improwizowane oblicze RPA

Sześć lat trzeba było czekać na nową płytę południowoafrykańskiego trio, ale warto było. „Are You Awake?” to jak zwykle, płyta doskonała.

Benguela to miasto w Angoli. Biedne miasto, podobnie jak całą Angola – w Europie rzadko się dziś pamięta, że przez dobre ćwierć wieku trwała tam wojna domowa, zakończona dopiero w 2002 roku. Pisał o tym zresztą Ryszard Kapuściński w książce „Jeszcze dzień życia”. Benguela to także nazwa prądu oceanicznego, który okresowo rozkaprysza pogodę na zachodnim wybrzeżu Afryki. Jest też jeszcze jedna Benguela, a mianowicie kapela, która jednak nie pochodzi z Bengueli, lecz z Kapsztadu i jest jednym z najciekawszych zjawisk tamtejszej muzyki improwizowanej.

Między Cronnenbergiem i Lynchem

Słowo improwizacja może odstraszać perspektywą ostrych solówek, freejazzowego chaosu, sprzężeniami, hałasem i ogólną kakofonią. Warto jednak wznieść się ponad stereotypową wizję. W przypadku tego południowoafrykańskiego trio sytuacja wygląda bowiem zupełnie inaczej. Ich muzyka to zazwyczaj dość spokojne, dźwiękowe kolaże, podszyte podskórnym napięciem, rozedrgane, a przede wszystkim bardzo plastyczne. Z łatwością mogłyby służyć za ścieżkę dźwiękową do jakiegoś filmu Davida Cronnenberga, albo Davida Lyncha, a partie wokalne mógłby dośpiewać tam np. Tom Waits. Mimo improwizowanego charakteru, ich utwory są bardzo uporządkowane i układają się w bardzo zwartą całość. Podobnie jak całe płyty – plusem nagrywania na żywo jest to, że całość posiada jednorodne brzmienie, a każdy kolejny kawałek, pod względem emocji wyraźnie wyrasta z poprzedniego i wiąże się z następnym.

Dużo tu psychodelik i transu. Niektórzy mówią wręcz o techno pozbawionym elektroniki, ale to chyba skojarzenie idące już zbyt daleko. Muzyka Bengueli jest jednak bardzo organiczna i mimo swojego bogactwa, dość kameralna. Jeśli techno nazwać fabryką transu, to nagrania Bengueli byłyby jego skromną, ale daleko bardziej precyzyjną i finezyjną manufakturą. Choć faktem jest, że kiedy w 2003 roku nagrali zestaw nowych utworów i rozesłali do takich gigantów elektroniki jak Burnt Friedman czy James Webb, ci zaś zremisowali je po swojemu, powstała z tego zachwycająca, podwójna płyta „Sui”, „Chop sui”.

Zazwyczaj jednak w muzyce tria dominują tradycyjne instrumenty: kontrabas – obsługiwany przez Brydona Boltona, gitara – Alexa Bozasa i perkusja, na której gra Ross Campbell. Współpracują ze sobą od końca lat 90., w niezmienionym składzie. „Sputnik”, „Digital Inhability”, „Black Southeaster”, „adrift” – nie nagrywają często, głównie dlatego, że nie są związani żadnymi kontraktami, pozostają zjawiskiem całkowicie niezależnym i po grają, kiedy czują, że mają coś do zagrania. Ale pewnie również z tego powodu, że ich aktywność nie ogranicza się do tego składu. Każdy z nich robi coś na boku, współpracując przy tym m.in. z wybitnym południowoafrykańskim pisarzem Breytenem Breytenbachem. W Polsce to postać mało znana. Ukazały się u nas tylko dwie jego książki: „Cały czas” i „Refren podróżny”, ale na Zachodzie jest legendą, a jego aresztowanie jako przeciwnika apartheidu wywołało międzynarodowe protesty

Czas się zbudzić

„Are You Awake?” to pierwszy od sześciu lat krążek Bengueli. Brzmienie zespołu wzbogaciło się tu o saksofon, momentami powraca elektronika, ale generalnie charakter został zachowany. To przebogata muzyka, w której senny blues splata się z postronkową motoryką, a natężenie dźwięku rozciąga się od minimalizmu po noise’owe zgrzyty. W tym wszystkim pozostaje jednak mnóstwo przestrzeni na zabawę instrumentalnymi detalami, które zawsze decydowały o niepowtarzalnym klimacie Bengueli.

Wszyscy muzycy są biali i tak naprawdę Afryki w tej muzyce niemal się nie wyczuwa – poza okazjonalnymi ukłonami w stronę afro beatu i dubu. A jednak, choć improwizatorzy z RPA czerpią pełnymi garściami z dorobku eksperymentatorów z Europy i Ameryki, nadają im zupełnie nowy charakter. Za każdym razem jest to granie niezwykle świeże, erudycyjne, ale nie spętane żadnymi konwencjami. I to być może jest w tym wszystkim najdziwniejsze. To stary zespół. Istnieje ponad dwadzieścia lat, a jego członkowie tworzyli lokalną scenę jeszcze kilka lat wcześniej. Grają zaś z taką świeżością, jakby byli dzieciakami, wciąż zaskoczonymi, jak wiele można wydobyć z instrumentów. Tyle, że są to dzieciaki bardzo zdolne – każdy z nich jest w swojej kategorii mistrzem.

Wojciech Lada

Benguela – Bamboo Heart