
Dla wszystkich tych, których polski rap zmęczył sztampą, gloryfikacją markowych produktów i używek czy hipokryzją w podejściu do ulicznego etosu mam trzy słowa – Iggy Not Pop.
Prosto i wiele sposobów na przedstawienie katowicko-krakowskiego artysty kryjącego się pod pseudonimem Iggy Not Pop. Najlepiej zrobić to na konkretnych przykładach. Wydaje się wymarzonym kandydatem, żeby zagrać swój indie rap na małej scenie Off Festivalu. Nikogo nie zdziwiłoby, gdyby Tytus z Asfalt Records, wydawnictwa osławionego za sprawą O.S.T.R.-a, Łony, Fisza i Taco Hemingwaya, podpisał z nim kontrakt wtedy, gdy dogadywał się z Meek, Oh Why?-em. Jest więc Iggy, a tak naprawdę Ignacy, tym ponadprzeciętnie inteligentnym, uśmiechniętym chłopakiem z sąsiedztwa, który Franka Zappę przedkłada ponad Zenka Martyniuka. Pierwsze pytanie, jakie ciśnie się na usta w jego kontekście to „Dlaczego rap?”, skoro to maczystowska muza adresowana do średnio wyrobionego odbiorcy, który nie doceni tych wszystkich zabiegów językowych i aranżacyjnych smaczków. Czemu nie rock z grzywką albo smutne, folkowe śpiewanki?
Z miłości do bezpośredniości
– Kiedy byłem smarkaczem, moi bracia w domu nawijali. Tekstowo to nigdy nie było nic wybitnego – raczej takie osiedlowe, prawilne rzeczy. Ale freestylowali pierwszoligowo, zwłaszcza mój brat Piotrek. Wpadali do nich ziomeczki, kleili podkłady na piraconym programie i nawijali do taniego mikrofonu a z marketu przez pończochę mamy. Klasyk. Nawet jeśli wtedy nie bardzo czaiłem o co w tym chodzi, to bardzo chciałem robić to, co oni, więc mieli przewalone, bo musieli mi dawać nawinąć chociaż jedną kwestię. Mój pierwszy nawinięty wers to “jestem Igi, nie mówię na migi” – napisał mi to brat, żebym się odwalił – śmieje się Iggy.
– Potem trochę się rozminąłem z rapem, poszedłem jako słuchacz w rocka, alternatywę i jazz, ale jak w końcu naturalnie i samodzielnie do rapu wróciłem, okazało się, że większość klasyków pokroju Nasa, Wu-Tang, Paktofoniki, Kalibra 44, Molesty bardzo dobrze kojarzę, bo pamiętam jak bracia katowali ich kawałki. Po drodze były moje jakieś próby ze śpiewaniem – te rockowe, ale też z akompaniamentem elektronicznym. A jednak zbyt naturalnie się czuje na rapowym bicie i za bardzo kocham rapową bezpośredniość, żeby to zostawić – dodaje.
Człowiek-przypał
Nie jest debiutantem. Ma już 28 lat, a na koncie mini album „Hot raps” zrobiony z Lucy Ford z Katowic. To stricte rapowe nawijanie: mało treści, pełno nawiązań i porównań. Jak mówią słuchacze hip-hopu – prawdziwa szkoła. Przy „Powiedz mi coś więcej”, płycie będącej pretekstem do tego artykułu, twórca postawił na współpracę z łączącym alternatywę, hip-hop, elektronikę i jazz duetem Tap3s. Nie szukał stricte producentów, ale muzyków, którzy chcą produkować, umiejących kombinować. I zażarło.
Na „Powiedz mi…” z miejsca słychać eklektyzm. Czasem bas aż dusi, a tempo narasta, czasem ładne melodię koją. Nie sposób przegapić specyficznego humoru. „Jaką ty masz super-moc, ja jestem człowiekiem przypałem” – rapuje Iggy. Sporo tu kokieteryjnej autoironii i pochwały zwyczajności. Tam, gdzie koledzy po fachu wchodzą w konflikt z prawem albo zmieniają się w słupy reklamowe modnych firm, tam Ignacy ogląda z żoną „Przyjaciół”. Normals nasuwający na myśl Kamila Pivota, Temzkiego, a z dawnych czasów – Prezesa czy Króla Maciusia I. Teksty są o sprzątaniu kup po psie, powstrzymywaniu się od przeklinania, byciu wołową dupą, bezsensie śpiewania o miłości, pieniądzach na komunię, remoncie sąsiada.
– Ile można poruszać się po tym samym terytorium? Lubię mierzenie się z tematami nie-rapowymi w rapowy sposób. Budowanie historii wokół czegoś, o czym większość by nie pomyślała, że może doprowadzić do fajnej piosenki. To lubię zarówno w tekstach Janiszewskiego na pierwszych płytach Bielizny, ale również u Łony. Ale to też nie jest jakaś moja wykminiona taktyka – po prostu, idę sobie ulicą z synem, coś zauważę i pyk – może by o tym napisać kawałek? – komentuje Iggy.
Totalne zajaranie
Jeżeli ktoś nie został przekonany do tej pory, być może namówią go personalia. „Gościnnie na płycie pojawili się: Olaf Deriglasoff, Tymon Tymański, Pjus, Jutuber, Gaja Raputa. Skrecze i cuty wyszurał Beat Le Juice. O to, żeby płyta kozacko brzmiała zadbali Andrzej Mikosz – Webber (miks) i Dj Eprom (analogowy mastering). A na deser okładka fenomenalnego Pan Kulka!” – chwali się Iggy Not Pop i trzeba przyznać, że ma czym. Wystarczył singiel, by Webber od razu pytał o więcej i sam zaproponował swoją pomoc, zaś Eprom, który miał się zająć na wstępie jedynie numerem do radia był na tyle entuzjastycznie nastawiony do materiału, że od razu ogarnąć całość.
– Goście to osoby nieprzypadkowe, chociaż nie do końca wiedziałem, czy wszystko się uda. Tymona kocham. Jestem jego psychofanem, mam ogromną ilość płyt, staram się bywać na wszystkich krakowskich koncertach, a po nich wypić z gwiazdą piwko. Uwielbiam jego poczucie humoru, eklektyzm towarzyszący mu od początku jego kariery i talent do pisania pięknych piosenek i zgrabnych tematów jazzowych. Olafa podziwiam za ten etos undergroundowca, no i za głos. Mógłbym słuchać nawet gdyby gadał bzdury. Ale gada mądrze. Pjusa (raper doświadczony bardzo poważnymi problemami ze słuchem – przyp. red) podziwiam za determinację i walkę. Jak nie drzwiami, to oknem. “Słowowtóry” to jedna z moich ulubionych płyt ostatnich lat, a na pewno jedna z lepiej napisanych. Oni wszyscy wiedzą, że jestem ich fanem i zaufali mi na tyle, że na płycie wystąpili i to jest dla mnie wspaniała sprawa. Jaram się totalnie – wyjaśnia Iggy.
Czy ten entuzjazm jest zaraźliwy i uzasadniony? To ocenicie sami po włączaniu „Powiedz mi coś więcej”. Jest do usłyszenia na Spotify i YouTube, a także do zamówienia pod adresem powiedzmicoswiecej@gmail.com
Marcin Flint