
„Uciekasz przed sobą? Polecam konfrontację” – zachęca Kidd, który na właśnie wydanej własnym nakładem płycie „Rytuały Przejścia” znów jest sumieniem polskiego rapu.
20 lat funkcjonowania na scenie Wojtka „Kidda” Cichonia i Skweru – najpierw grupy elbląskich kumpli skupionych wokół hiphopowej idei, potem netlabelu – to ważny rozdział alternatywnego rapu w Polsce. „Mekka wszelkiego ścierwa” projektu Międzymiastowa (Kidd, producent Franxx i DJ Dobry Dotyk), jej następczyni „Pesymisja”, oraz nagrana z Faczyńskim „Pansofia” wylały fundament pod zupełnie inną miejską muzykę. Taką, która poszukiwała, czerpiąc z awangardy labeli Def Jux i Anticon, nie wstydziła się oczytania i poplątanych emocji i choć brzmiała klasycznie, bo inaczej wtedy jeszcze nie umiała, a język z całym swoim mnóstwem odwołań był hiphopowy, to silna swoją słabością przepracowywała punkowo-grunge’owe frustracje.
Kidd do końca nigdy nie zniknął, choć rodzina i praca wchłonęła go mocno. Jeżeli nie nagrywał muzyki, z powodzeniem występował na slamach, niosąc swój spoken word już nie tyle w Polskę, co w świat. To właśnie od deklamowanych nie rapowanych „Dział zabranych” w 2012 roku zaczęła się jego druga fonograficzna młodość – o ile przyjmiemy rzecz jasna, że Wojciech kiedykolwiek był młody. Potem, nakładem Skweru oczywiście, ukazywały się kolejne pozycje – rzecz undergroundowego all-staru Rap Addix (Kidd, Junes, Jeżozwierz, Laikike1, Soulpete), na poły konceptualna płyta „Rap i jego sobowtór”, kompilacja „Skwerbombing”, drugi krążek z Faczyńskim (plus wznowienie pierwszego). W końcu też, choć po trzyletniej przerwie, zmaterializowały się „Rytuały przejścia”.
Przy dzieciach nie wypada wyć
– To płyta inna niż poprzednie. Próbuje na niej budować, a nie tylko niszczyć. Tytuł mówi wszystko – teksty były pisane przez ostatnie dwa lata. W tym czasie dużo rzeczy się zmieniło w mojej głowie, musiałem przepracować pokłady nienawiści – do ludzi, przez co do samego siebie – które gdzieś w sobie wciąż mam i spróbować przekuć je na coś pozytywnego. Ostatnie trzy lata to dla mnie okres dużych zmian w życiu. Poza wychowywaniem dzieci, które mają już teraz odpowiednio pięć i sześć lat, rzuciłem alkohol, przeszedłem na weganizm, uprawiam więcej ruchu niż kiedykolwiek, zacząłem pracować zdalnie zanim to stało się modne. „Rytuały przejścia” są efektem takiej właśnie pracy nad sobą – mówi Kidd.
Artysta chętnie opowie o tym, że wykonał również pracę nad swoim gustem, podjął trud zrozumienia „nowej estetyki hiphopowej”, toczył zresztą na ten temat inspiracji długą dyskusję z producentem Kubą (BROKN FLWRS). Docierało do niego to, co jest oczywiste dla każdego poza hiphopowcami wychowanymi na nowojorskim rapie lat 90. – że nie trzeba negować na starcie wszystkiego, co nowe, tylko spróbować to pojąć i potem dopiero mieć na ten temat zdanie. Musiał się też okrzepnąć w roli męża i rodzica, odtajać. Rapowane na płycie wersy „Wciąż uczę się emocji, trzydziestoletni chłopczyk / Z dwójką dzieci, zapomnij, że jesteś ten sam zawodnik” uzupełnia deklamowane „Przy dzieciach nie wypada bić pięściami w ściany, przeklinać, wyć z bezsilności”
Narracja martwego naskórka
– To, jak żyję zawsze determinowało moją twórczość, a to z kolei miało zawsze wpływ na to, jak żyję. Obieg zamknięty. Nie robię muzyki po to, żeby zarabiać pieniądze, więc mogę w tej sferze robić zupełnie co zechcę, nie oglądając się na to, co się obecnie dzieje na scenie streamowanych piosenek rapowanych – bo z hip-hopem to już nie ma nic wspólnego. Mam świadomość, jak bardzo niszowa jest to twórczość, ale póki mi sprawia przyjemność robienie, a kilku ludziom słuchanie, dopóty będę działać. Po narodzinach dzieci miałem wątpliwości, czy to w ogóle jest dla mnie ważne, czy tego potrzebuję. Ale zaczynając znowu pisać i nagrywać poczułem, że to sprawia mi dużą satysfakcję, co z kolei wpływa pozytywnie na moje życie w rodzinie. Nazywanie swoich emocji, rozliczanie się ze światem na trackach towarzyszyło mi przez ostatnie 20 lat i szybko nie przestanie. Ta płyta dała mi rozbieg – wyjaśnia Kidd.
Prztyczek w stronę panujących trendów wydaje się trochę w kontrze do zapewnień o tolerancji nowego? Tak to właśnie u tego artysty jest. Nabyty spokój i dojrzałość nie przeszkadza mu prowadzić wojny z samym sobą i ze światem zarazem, spluwać w utwory mizantropijnymi wersami takimi jak „Przez to, że wam, kutasiarze, tak strasznie nudno / Nagle odzyskałem wiarę w to, że ludzie to gówno / Perpetuum debile wokół mnie / Jak dzieci we mgle tak ogólnie” („To nie to”) czy „Będę głosem spod ziemi i sumieniem was wszystkich / Egoiści, pacynki, uber-oportuniści / Będę żywym przykładem tego, jak martwy naskórek / Tworzy warstwy narracji, gdy jest plamiony tuszem” (najlepszy na płycie „Ciałokształt”)
Wyjaśnij coś sobie
Producent pomaga dobitnie wybrzmieć gniewnym wersom, jak również niekiedy załagodzić ekshibicjonistyczne szarże, by słuchacz je wytrzymał. Patryk Szaj we wkładce płyty słusznie zwraca uwagę na klasyczne, celowo surowe brzmienie, ale i kompozycje w których sample zastępują oryginalne melodie oraz fakt, że BROKN FLWRS nie boi się wycieczek w stronę trapu, czy nawet poza rap. Sam Cichoń mówi mi natomiast o „zabawie formą w bardzo świadomy sposób”. I dodaje „Dużo rozmawiamy o życiu, o presji jaką tworzy turbokapitalizm w kraju mentalnej Rosji, o tym, co jest dla nas najważniejsze. Myślę, że ta płyta to muzycznie to, co chciałbym wyrazić, gdybym był producentem, a dla Kuby treściowo tym, co chciałby wyrazić, gdyby rapował bądź pisał”
„Rytuał przejścia” to dobre wzajemne zrozumienie twórców i dalsze niezrozumienie świata, więcej melodii niż moglibyście się spodziewać, literackie odniesienia przetknięte najzwyczajniejszą prozą życia. To – że znowu sparafrazuję Szaja – płyta dla tych, którzy muszą sobie coś wyjaśnić. Nie ma na co czekać.
Marcin Flint