Hiphopowcy mówią dość. Historia buntu na 10 przykładach

Hiphopowcy mówią dość. Historia buntu na 10 przykładach

Polskim raperom zarzuca się, że się nie angażują, unikają ważnych tematów, a bunt zostawili w przebieralni Gucci. Zauważmy, że ani tak do końca nie było, ani nie jest.

Proces systemu

„Hip-hop to nie punk” pieklił się w felietonie nestor polskiej sceny hip-hopowej DJ 600V, ale życie potrafiło dostarczać dowodów, które potwierdzało tezę zgoła przeciwną. „System” Molesty to akurat numer bardzo punkowy, wymierzony w aparat przymusu, machinę policyjno-urzędniczą, z którą młodzi chuligani mieli na pieńku. Utwór bazuje na klasycznym podziale na „my” i „oni”, a rzeczony system to matnia, anonimowy monolit, trochę jak u Franza Kafki.

Do szklanych domów, z szarych murów

„Wyścig szczurów” – Zafascynowany fajnymi butami i dobrymi furami, postujący spod palm i wpatrzony kiedyś w Jaya-Z jak w obrazek Tede może wydawać się piewcą rapowego kapitalizmu. Trzeba jednak pamiętać, że to gra na jego warunkach. O pokoleniu rzutkich, wyszczekanych japiszonów w garniturach, którzy rozdają kolegom z ławki wizytówki – częstemu obrazkowi, do których doprowadziła część przeobrażeń lat 90. – nie miał do powiedzenia nic dobrego. „Wyścig szczurów” wymierzony jest w tych, którzy w drodze po sukces zapomnieli być ludźmi.

Nie wszystko można kupić

O bulwersującym i jałowym kulcie pieniądza traktuje też jeszcze wcześniejszy „Nie jestem k***a biznesmenem”, połączenie warszawskiego DJ-a 600-V i reprezentacji śląskiego w przewadze HaiHaieR, ekipy, w której idea była równie ważna, co muzyka. Prym wiódł Jajonasz, katowicki raper (i producent) mocno wówczas wyprzedzające swoje czasy. Wersy „A jak, widzę to tak, o tym pamiętaj / Kombinacje szansą bezrobotnego absolwenta / W***wia mnie to, że trudno jest utrzymać szansę w rękach / W***wia mnie, bo problem znów depcze mi po piętach” to dziś klasyka.

Świat zmusza do buntu

Jaka młodzież tworzyła hip-hop? Z pewnością taka, która miała coś do przekazania. I taka odruchowo marginalizowana, na którą nikt nie zwracał uwagi, nie traktował jej marzeń na poważnie. „Muzyka klasyczna” Pezeta i Noona przynosiła wiele technicznych fajerwerków, ale też pokazywała „Zobaczcie, jesteśmy tutaj pod waszym nosem”. „Multum subkultur, to świat nas zmusza do buntu / co chcesz od chłopaków, którzy siedzą na murku?” – to naiwne, ale poruszające pytanie, na które Pezet w „Ukrytym mieście krzyku” nie chciał wcale odpowiedzi. To coś między „nie jesteśmy tacy źli, postarajcie się zrozumieć” i „dajcie żyć”.

W twarz polityków

Ostry wychował się w inteligenckim, łódzkim domu, ale bloki Teofilowa to nie był świat fabrykanckich pałaców. Rządziła przemoc, a ukojenie w depopulującym się, upadającym mieście, w którym w zęby było dostać kilkukrotnie łatwiej niż pracę, dawał alkohol, narkotyki, szalik piłkarskiego klubu i muzyka. Nic zatem dziwnego, że debiut O.S.T.R.-a był gniewny, a jadowite, besztający tzw. „elity” utwór „A.B.C.” mistrzowsko łączył patos podkładu z ogniem wersów.

Gdzie się podziała moja Polska?

W latach 90. zespół Killaz Group mógł być jedną z poznańskich prób siłowania się z estetyką gangsta rapu. W 2007 roku to już wkurzeni obywatele precyzyjnie posługujący się słowem. „Odrobinę” zaczyna się od Kaczyńskiego nie radzącego sobie z hymnem. „Żyję w kraju w którym priorytetem populizm / Rządzi dwóch karłów z bandą podległych im żuli” – rapuje potem Kaczor (zbieżność nazw przypadkowa). „A ja widziałem orła cień, orła cień, cień orła / Gdzie się podziała moja Polska, ta normalna, prosta / Swojska ta, obywatelska ta, pozbawiona całego tego ku****wa” – dodaje Gural. Wszystko w temacie.

Nic ponad gniew

Pezet zapisał się w historii rapu raczej jako ten smutny niż ten wściekły, ale podwójne standardy IV RP wyprowadziły go z równowagi. A „Jestem Przeciw” Płomienia 81 to świetny zapis tego stanu rzeczy: „S****ysynu przewróć mnie na glebę, zakuj w kajdanki / Zabierz wszystkie dzieci od płaczącej matki / Zamknij mi brata za blanty, daj mu duży wyrok / Bo te blanty na pewno dziś kogoś zabiją / Wiesz, wystrzel do mnie z klamki, jestem przestępcą / Uniewinnij śmiecia, za to że zgwałcił nieletnią / Uniewinnij Paetza, on tylko gwałcił dzieci / Zamknij dobrych ziomów, za to że palili skręty / Zamknij ich, zamknij mnie, zamknij zaraz / K***o zakłamana, przecież sam to jarasz”

Moje miasto wybuchnie

Parias to nie był ukryty w mieście krzyk, to raczej miasto ukryte przed krzykiem. Raperzy – dwóch chłopaków z Molesty i jeden z Grammatika – to „warszawski klan bezczelnych” i „elita wyklętych”, spiskowcy podobnie jak V w pięknie anarchistycznym „V for Vendetta” używający inicjału zamiast pseudonimu. Polski rap nigdy nie zapewnił lepszej ścieżki dźwiękowej do podpalania samochodów, bicia wystawowych szyb, czy wycierania krwi z butów. Tak będzie brzmieć rewolucja, gdy „wybuch śmiechu” w bankach i galeriach będzie niewystarczającą eksplozją.

Choroba wściekłych bananów

Najgłośniejszy rapowy singiel 2019 roku, traktująca o złych rzeczach dziejących się w dobrych liceach i domach z gosposiami „Patointeligencja”, wzbudził na scenie wiele kontrowersji. Dla rodziców był to wielki wyrzut sumienia, bo woleli udawać, że nie widzą jak żyją ich dzieci. Kolegów po fachu Maty uderzyło zdziwienie, że po co się ten dzieciak tak ciska, skoro ma wszystko. Najwyraźniej nie byli w stanie zrozumieć, że nie wszystko wyrośnie w cieplarnianych warunkach. I że sensu w życiu nikt ci nie kupi, musisz sobie wyhodować, a to nigdy nie było trudniejsze niż teraz.

Narodowe barwy

Przychodzi moment, gdy władza zachodzi za skórę tak, że ani chorizo, ani prosecco nie smakują już dobrze. Dlatego wydarzeniem fonograficznym 2020 jest „Polskie tango” Taco Hemingwaya, który zamiast ironizować z kanapy w salonie, babrze się w rzeczny mule wysychającej Wisły. Na co pluje Taco? Na „propagandę strachu” prowadzącą miernoty do władzy. Na trzeci świat wyzierający nie tylko z jakości polskiej polityki, ale i z ohydztwa przestrzeni publicznej. Polskę trudno lubić, a wysamplowany głos Bogusława Lindy mówiącego „W nic nie wierzę” jest jak wystrzał z broni.

Marcin Flint